sobota, 28 lutego 2015

Nakręcam się na wiosnę - koczki ślimaczki

Ostatnio mam trochę więcej czasu, więc mogłam sobie pozwolić na mały eksperyment z nakręcaniem włosów. W planach było kręcenie na opaskę, ale mam chyba na to za krótkie włosy, bo poza spuszonymi, powykręcanymi końcami nic z tego nie wyszło. Efekt zdecydowanie nie nadawał się do pokazania. Rozczesałam więc włosy i spryskałam domową mgiełką (woda, po kilka kropel Joanny mrożącej, żelu aloesowego i lnianej Farmony). Następnie zawinęłam włosy w koczki, które zabezpieczyłam żabkami. Zdjęcie słabej jakości, ciągle uczę się obsługiwać samowyzwalacz:






Po około 2 godzinach rozpuściłam włosy. Efekty niestety znów niezadowalające. Co prawda włosy pokręciły się na całej długości, ale pojawił się puch. Poza tym niektóre pasma brzydko się powyginały. Nie wiem czy nieumiejętnie zawijałam włosy, czy może winowajcą był aloes we mgiełce (u mnie dziś deszczowa, wilgotna pogoda). 


Myślę, że na razie dam sobie spokój z tą metodą. Szkoda, bo to znacznie szybszy i wygodniejszy sposób niż wydobywanie naturalnego skrętu. 

3 komentarze:

  1. Ladnie pofalowaly ogolnie :) Musze sprobowac na 4 koczki :) Moze faktycznie aloes zawinil? U mnie potrafi niezle spuszyc ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może faktycznie za dużo tych nawilżaczy, zwłaszcza w nieodpowiednią pogodę :)
    U mnie jednak puszek robi się czasem, jak zawinę coś za mocno i na za długo ;)

    OdpowiedzUsuń